Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Abrachiła przypadki XI

21 734  
83   1  
Kliknij i zobacz więcej!Co jest największą zmorą i postrachem rolnika? Susza? Ni. Gradobicie? Ni. Kontrola „cross compliance”? Ni. Ignorancja urzędnika z ministerstwa ? Ni.

Największym wrogiem rolnika jest dzik. A zaraz za nim kruk. Jednakowoż dziki są bardziej rozpowszechnione i mimo iż w przeciwieństwie do kruka nie są pod ochroną, to i tak strzelać do nich samodzielnie nie można. A taki dzik nie dość, że po siewie kukurydzy ryje równo rządkiem i ziarno wyjada, to jeszcze, co najgorsze, kiedy kukurydza zaczyna dostawać kolby, taki dzik wpada, ryje, łamie, tratuje, ciamka, wbija w podłoże i generalnie zostawia po sobie niezdatne do użytku pobojowisko. W dodatku na imprezę wpada całą rodziną i sprasza jeszcze wszystkich krewnych i znajomych królika. Dlatego rolnicy częstokroć od połowy sierpnia do października nocami całymi po polach jeżdżą i straszą.

Generalnie to powinni to robić myśliwi, ale czynniki obiektywne sprawiają, iż pojawiają się oni na polu przelotem, a jak przelecą, to dziki świńskim truchtem na one pole galopują.
Dlatego też razu pewnego Abrachił dostał bardzo rentowne zlecenie ochrony obiektu rolnego (pole jak stąd do het het tam dalej). Zleceniodawca zakładał, że w razie „W” to Abrachił żywemu nie przepuści. Bo Abrachił jest wprawdzie najłagodniejszym i najspokojniejszym człowiekiem na ziemi, jednakże kiedy już komuś uda się go wkurzyć, to z reguły ewakuują się wszyscy. Z wyjątkiem żony i dzieci. Bo żona, do pałającego żądzą mordu Abrachiła, mówi, że ma się nie wygłupiać i powiesić pranie.

Abrachił do pracy zabrał się metodycznie. Jak zaobserwował, dziki wyłaniały się z lasu wczesnym zmierzchem i kurcgalopkiem pocinały wprost w kukurydzę. Abrachił przyjeżdżał zatem późnym popołudniem, instalował się razem z baterią odstraszaczy własnego pomysłu, rozpalał małe, kontrolowane ogniska wzdłuż linii lasu i robił mnóstwo hałasu aż do rana. Generalnie miał bardzo dobre wyniki. Ale i tak nie było nocy, żeby nie wystąpiły jakieś straty, czego Abrachił za nic nie mógł zrozumieć. Którędy to zwierzę przełazi, zastanawiał się bezskutecznie. Razu pewnego ściągnął sobie nawet zgrabiarkę, aby móc oznaczyć po śladach miejsce inwazji, ale śladów przejścia od wieczora do rana nie było żadnych, a świeża demolka w kukurydzy owszem była.

Abrachił był już wkurzony, bo psuło mu to wyniki i opinię. Nic jednak nie mógł poradzić. I nie doszedł by pewnie prawdy, gdyby pewnego ranka nie nawalił mu traktor, co zmusiło go do dłuższego niż by zapragnął pobytu pomiędzy polem i lasem. I kiedy sobie spokojniuchno grzebał w silniku tudzież walił w niego młotkiem, zobaczył był dzika, który raźno i wesoło wybiegał z lasu wprost na pole. Lunatyk? Nonkonformista?
AAA!!! Zerwał się do biegu z bojowym okrzykiem Abrachił.
- Ty świnio! Ty dziki ryju! Spać powinieneś, a nie żreć, wieprzowa twoja dzika mać! Poszedł ty kobyle na rogi!
Ulatał się sam jak dzik, osiągnął zaś jedynie tyle, że dzik zaszył się gdzieś na polu i nijak nie szło go znaleźć. Ponieważ Abrachił nie odpuścił do wieczora, było mu dane ujrzeć, jak chwilę przed zmierzchem najedzony i zadowolony dzik wyłania się zza kukurydzy i podąża do lasu. Tym samym niemal mija się z resztą pobratymców, którzy zgodnie z naturalnym dziczym rytmem dobowym wybierają się na kukurydziany popas. Resztką sił, z zamykającymi się oczami, pilnował Abrachił pola przed tą dziką zgrają aż do rana. Nonkonformistę zaś postanowił nielegalnie ustrzelić. Jak postanowił, tak i zrobił, jako że przezorny zawsze ubezpieczony i strzelitko jakieś na wyposażeniu mieć musi. Wcieliwszy w życie swój niecny plan, Abrachił padł jak bedłka i rzucił się w objęcia Morfeusza, co zresztą należało mu się po blisko dwóch dobach ganiania dziczyzny.

Pech chciał, że właśnie ten czas wybrali sobie przedstawiciele miejscowego koła łowieckiego na obowiązkowy i niestety w tej porze dnia raczej bezużyteczny obchód terenu. Wprawdzie Abrachił narzędzie zbrodni resztką sił zdołał zakamuflować w traktorze, ale denat leżał całkiem na widoku, ku wielkiej uciesze much. Z trudem dobudzony Abrachił, na sakramentalne pytanie: Co to jest?! – Odparł: Ano świnia.
- Czarna? Zadziwili się kolorystycznie myśliwi.
- Ano wietnamska… - wymyślił niepewnie Abrachił.
- Coś duża na wietnamską - powątpiewali panowie.
- A jakoś tak na tym GMO porosła – swobodnie już zasugerował Abrachił, ponieważ zdążył dojść do przytomności i ocenić prawidłowo trzeźwość interlokutorów, a właściwie jej brak.
- A od was to pierwszy raz kogoś tu widzę, a już od tygodnia macie do końca miesiąca podpisy przy punkcie zrobione. Jakże to tak?
- No widzi pan, bo pól tyle, a ludzi mało, a kasy na odszkodowania już od miesiąca brakuje…
W zaistniałej sytuacji panowie dogadali się piorunem, a pozostałości dzikiego oryginała pozostawione zostały na postrach i ku przestrodze żarłocznym pobratymcom.



Oglądany: 21734x | Komentarzy: 1 | Okejek: 83 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało