Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Abrachiła przypadki VII

23 494  
95   6  
Kliknij i zobacz więcej!Ostatnio z Abrachiłem dyskutowaliśmy o uzębieniu jako takim oraz o kłopotach z nim, czego Abrachił, domorosły i samokształcony stomatolog-amator, za nic zrozumieć nie mógł, bowiem on wszystkie swoje zęby w razie potrzeb sam sobie leczył.

I jak do tej pory stracił tylko jednego, a i to przez głupie niedopatrzenie, bo wraził w bolący ząb lekarstwo własnej produkcji, po czym zapił i zapomniał, i zamiast wyjąć po godzinie wyjął za dwa dni razem z zębem i sporym kawałkiem dziąsła, co z kolei mimo licznych zabiegów sterylizacyjnych i leczniczych skutecznie uniemożliwiało mu jedzenie suchych kiełbas i orzechów przez najmniej miesiąc, skutkując nietypowymi dla tego nadzwyczaj pogodnego osobnika napadami złego humoru i może wreszcie uda mi się skończyć to zdanie.
Dyskusje te ożywiły Abrachiłowe wspomnienia bieszczadzkie, a konkretnie jedno, kiedy to Abrachił zawezwany został w trybie pilnym do opanowania krytycznej sytuacji rodzinno-zdrowotnej w pobliskim sąsiedztwie. Pobliskim, to może nie do końca dobre określenie, bo wprawdzie odległym o tylko 5 km, ale za to położonym za nieprzejezdnymi żadnym pojazdem silnikowym bagnami. Sytuacja jednakowoż była tak poważna, iż przybyły po Abrachiła posłaniec odstąpił mu swojego wierzchowca (rower marki hmm, różnej, a nawet wielomarkowy) i podążył za wybawicielem tzw. świńskim truchtem.
Naglącą przyczynę tego pośpiechu stanowiła bolesna niedyspozycja dziadka Stacha – otóż dziadka począł w wielce dramatyczny sposób napierdalać jego jedyny pozostały ząb. A problem z dziadkiem Stachem polegał na tym, że nie lubił on, kiedy go coś bolało, a swojej antypatii do bólu dawał wyraz w sposób zagrażający integralności fizycznej bliskiemu otoczeniu. I mimo iż dziadek Stach słabował na umyśle od dobrych dwudziestu lat, to krzepę zachowywał godną podziwu i wszyscy zdrowi dla odmiany na umyśle domownicy wiedzieli, że mimo przewagi liczebnej 12:1; nie są w stanie niszczycielskim zapędów cierpiącego dziadka Stacha poskromić, a poza tym, na Boga, oni też chcieli żyć!
Na pokojowe metody okiełznania delikwenta nie było co liczyć gdyż dziadek Stach, były partyzant, był niepodatny na wpływy osób uznawanych doraźnie za wroga. Wprawdzie wieść gminna głosiła, iż dziadka Stacha wojenny pseudonim „Wiewiórka” wziął się stąd, że na widok wroga migiem uciekał na drzewo, ale w miarę upływu lat gotowość bojowa kombatanta wyraźnie rosła.

Przybywszy na miejsce, Abrachił zastał doprawdy niewesołą sytuację (choć widok, w istocie, ucieszny), mianowicie udręczony dziadek Stach roznosił właśnie w pył, proch i perzynę jedyną przydomową wygódkę (no dobra, nie był to tylko pył i proch). Oceniwszy szybko, iż nie należy zwlekać z niesieniem humanistycznej pomocy bliźniemu, czem prędzej uchwycił owego bliźniego na lasso, zaimprowizowane naprędce z linki do wyciągania cieląt, po czym starając trzymać się cały czas poza zasięgiem wojowniczego staruszka, przyciągnął go do drzewa i kilkakrotnie owinął. Uzyskawszy w ten sposób jakie takie unieruchomienie zawodnika, zaaplikował mu wrzutnie dopaszczowe znieczulenie, profilaktycznie w ilości pozwalającej upoić byka. Dziadek Stach nie byk, i jako bardziej przyzwyczajony, zaczął wykazywać jedynie objawy oszołomienia, nieco większego niż zazwyczaj i pewną niezborność ruchów. Abrachiłowi to w zasadzie wystarczało, jako że na co dzień miał pacjentów z wagą przekraczającą nieraz 800 kg i równie zapalczywych. Musiał jednak przyznać, że takie bydło prędzej daje sobie wyperswadować używanie siły, niż ważący max 80 kg dziadek Stach.
Tym niemniej, mógł już Abrachił przystąpić do czynności właściwych. Logicznym wydawało mu się, że najlepiej będzie źródło dziadkowego dyskomfortu usunąć raz na zawsze, ale rodzina z niekłamanymi łzami w oczach poczęła przekonywać go, by spróbował wyleczyć, albowiem ów jedyny dziadkowy ząb służy Stachowi do rozrywania pierogów i jeżeli Stach zostanie go pozbawiony, to niechybnie się wścieknie, bo dziadek, prawda, uwielbia pierogi…
Na nieśmiałą sugestię Abrachiła, że mógłby do tego celu używać sztućców, rodzina popatrzyła na niego wymownie, zupełnie jakby proponował im lot na księżyc na łopacie…
Aby jak najdobitniej uzmysłowić Abrachiłowi niedorzeczność jego propozycji, najmłodszy w rodzinie smyk uświadomił Abrachiła, że dziadek poza łyżką żadnego sztućca w ręku nigdy nie trzymał, i że jak on, Abrachił, chce się z życiem żegnać, to niech próbuje dziadka Stacha do zmiany przyzwyczajeń nakłaniać.
Zrozumiawszy problem dogłębnie, Abrachił westchnął i zabrał się za leczenie i łatanie dziadkowego siekacza. Było to zadanie dość karkołomne, bowiem ząb musiał zostać zrobiony w trakcie jednego posiedzenia (nikt nie wierzył, że uda się dziadka Stacha pomyślnie unieruchomić po raz drugi bez strzelby z usypiającymi ampułkami).
Wedle słów Abrachiła, spędził on w sumie 9 godzin dłubiąc w dziadkowej szczęce, ale ząb uratował, a dziadek ugryzł go owym zębem tylko 3 razy, kiedy to nieszczęśliwie omsknęła mu się z gęby drewniana rozpórka.
I prawdziwą ironią losu jest fakt, że zreperowany i wypuszczony na wolność dziadek Stach, z dnia na dzień odmówił jedzenia pierogów…


W poprzednich odcinkach...



Oglądany: 23494x | Komentarzy: 6 | Okejek: 95 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało