Środa wieczorem: po pracy wsiadam do pociągu i jadę całą nockę ponad 500km na szkolenie (ważne, a nie formalną popierdułkę). Czwartek: szkolenie, wieczorem wsiadam do pociągu i wracam kolejną nockę. Dzisiaj (piątek): pociąg dojechał spóźniony, więc prosto z dworca trafiłem do pracy. W ciągu ponad 50 godzin przespałem może w sumie jedną. Zdycham, a muszę siedzieć do 17-tej. Kawa nie pomaga, a żeby zorganizować sznur, beton czy ryż nie mam siły. Niech mnie ktoś dobije.
--
Nie kłaniaj się kurduplowi: nigdy nie ukłonisz się wystarczająco nisko, a z wysiłku możesz dostać wylewu