Na poranny rozruch tekst barda i poety Antoniego Murackiego:

Czerwony poemat. /Jonaszowi Kofcie/

Naród twardy, niepokorny i nie głupi
A tak łatwo się ostatnio dał przekupić.
Nie tak dawno do wolności miał ciągotki
No,a dzisiaj - tylko w głowie mu błyskotki

Mały pokój flaszka na stole
Obrusa kraciasty wzór
Naładowany życia pistolet
Tysiącem codziennych bzdur
Po pracy albo przy niedzieli
Uważaj, może wystrzelić
Więc lepiej wypij
Nie stękaj
Że lepiej było za Gierka
Paszport w kieszeni
Nie jest źle
Lecz,kurwa, jechać nie ma gdzie
Tutaj żyje się codziennie
Nie od święta
A ja, Jonaszu,
Już tak dużo pamietam
I może już mam dosyć tych wspomnień
Może się napić?
I zapomnieć?

U innych to jakoś normalnie
Przyjdzie po pracy
Setę walnie
Z kolegą pójdzie na mecz
Dokopie komuś
Fajna rzecz
Czasem potrzebne jest wyżycie
Nie tylko ciągle na kobicie
Zresztą ona też ma ostatnio luz
Jest za co wypić
500 plus
A u nas piątka dzieciaków
Da się każdemu po lizaku
I szlus

Inteligentom to nic nie pasuje
Bo i po co są tacy wrażliwi
Ten to dopiero po wódzie wariuje
Jak pije bimber to się krzywi
Mówi że śmierdzi kartoflem
A wystarczy by trzepało
I było mokre.

Albo artysty
Te mają zwykle słabe zdrowie
Wypije taki trochę za dużo
I nieszczęście gotowe
U nich to się nazywa alkoholizm
A człowieka prostego
Łeb po prostu boli
Ale zapierdala dalej
A oni
Jak już zatrybią to po nich

Prze do przodu rewolucja
Polska kontra reszta świata
Ze szczytu składanej drabinki
Karzeł narodem pomiata
Pierwsze rzędy oplute pianą
Już wolę tę Polskę pijaną
Wracającą o piątej nad ranem
Leżącą w rowie, w stosie liści
Zawistną, lecz bez nienawiści.

A dziś, starczy mała iskierka
Gdy hieny poczują zew
I już policja chciwie zerka
Dłonie na palkach
W powietrzu czuć krew
My tu mówimy o wartościach
Nie skończy się na dyrdymałkach
Swąd nie rozejdzie się po kościach
Polska nie jest niczyją własnością
Żeby ją zawłaszczać nocą
Zrosłem się z tym językiem, z mową
Jak drzewo wtopiłem w jej piach
Więc radzę wam, uważajcie na słowo
Ma siłę kruszenia skał
Nie straszcie mnie tu narodowo
Jestem za stary, bym się bał

Nie ma co narzekać
Jeszcze jest co jeść
Co sto metrów jest apteka
Rozrasta się wieś
Ostatnio postawili nawet marketa
Ale wina nie ma, ani wódki. Matoły!
Ale za to w pobliżu są aż dwa kościoły
I w sklepiku przy zakrystii
Jak mówił organista
Jest wino mszalne i czysta
Czysta niepokalana
Nawet niewiernych rzuca na kolana.
Ksiądz ponoć za te pieniądze co zbierze
Jeździ się za wiernych modlić.
Na Rivierze.
Niektórym to nie w smak
Mówią,że wstydu mu brak
Według mnie,to jeszcze nie jest zły klecha
Przynajmniej dzieciaków nie zaczepia

Ale jakby nawet - nikt nie bałaknie
Nie takie kurewstwa zamiata się pod dywan
Ważne żeby Polska była nasza
Nie musi być sprawiedliwa
Policjant, sędzia, prokurator
Trójkat Bermudzki dyktatury
Złapią, oskarżą i osądzą
A wszystko na zlecenie z góry
W tym tyglu co uczciwe - znika
A wypływają kreatury
Przezorniejsi jeszcze kryją się po dziuplach
By nie dojrzał ich tam mściwy wzrok kurdupla

Czego się gapisz matole
Z czerwona kartką na czole
Wracają dla ciebie najlepsze lata
Bylejakość i tandeta
Kretynem był twój tata
Nieudacznikiem brat
A tobie z naturą szui
I donosiciela wieczna niedziela
Hej wy, z niskim czołem
Z buraczanego zaścianka
Niech się szykuje Europa
W gumiakach do parlamentu
A jak nie wpuszczą - to z kopa!
Zabrać im tę żydowską kasę
Oderwiemy się od kontynentu
Pożeglujemy dalej własną drogą
Gdzie na spalonej równinie - nikogo...

Palą pochodnie bezkarne hordy
Zakapturzone mają mordy
Sprężysty wymach prawej ręki
W kierunku Jasnogórskiej Panienki
I Bóg jest z nimi
Kto to ogarnie?
Czarnemu to na rękę.
A będzie jeszcze czarniej...
Zaśpiewajmy jakąś religijną piosenkę...
Szmaciani patrioci ze znaczkami Waffen SS
No jebał ich pies
Powstaniem taki gębę sobie wyciera
Ale świętuje urodziny furera
Nawet za komunisty
Deptało się taki glisty
Dzisiaj wypełzło toto, cholera!

Gdyby przywiodła cię aż do dzisiaj twa droga kręta
I byś utonął w niemym zdziwieniu w bzdury ogromie
Może byś nadal pił właśnie po to
żeby pamiętać
A ja nie piję
Bo tak naprawdę
Chciałbym zapomnieć

Po wódzie to się wszystko otwiera
Wypełza z różnych szpar
A już najgorzej jak piją zera
Bo pustka paruje z ich ciał
Na tandetnym plastikowym stole
Stoją wszystkie świata alkohole
Ale upić się nimi nie da
Ot, bieda
Ręka wzięła była i odwykła
I nadzieja, że mi smak powróci- nikła...
A poza tym nie ma jakby z kim
Ci, z którymi było warto
Siwy dym
Kolegom mózgi wyparowały
Razem z oparami gorzały
A naród pije chyba mniej, ale głupiej
Widać jeszcze musi dostać po dupie
By się z letargu obudził
Tłum gęstnieje, ale coraz mniej w nim ludzi

My to są
Wielki naród do przegranych spraw
Wielki, gdy ponosi klęski
Ja bym wolał, by był trochę mniejszy
Ale zwycięski.
Dzisiaj myśl nam o wolności jakby zbrzydła
Mały nielot a orłowi podciął skrzydła
Mściwości fala rozlewa się na kraj
Nic na to nie poradzisz, lepiej chlaj
Tu podziały są głębokie jak studnie
Nie zaglądaj tam- im głębiej, tym brudniej
Ale o tym nie chcą wiedzieć rodacy
A my przecież nie byliśmy zawsze cacy
I mieliśmy w historii wiele szuj
Chcesz się wyrwać nim cię inni wdepczą w gnój

Wypijmy Jonasz po małym
Za miłość, co twardsza od skały
Za wszystko to co w nas święte
Za słowo, poezję, piękno
Za starość, za życie, za młodość
Co wiecznie młoda
Za to się z Tobą napiję
Zanim kupię niebieski bilet
Niczego mi nie szkoda
To tyle!

Antoni Muracki

--
Tylko w bajkach i w marzeniach dziewczynek książę podjeżdża majestatycznie na białym koniu - w prawdziwym życiu koń albo się potknie, albo zes*ra