< > wszystkie blogi

Tak walczę ze złem_

14 listopada 2017
Dosyć spora niechęć do rutyny i "powrotu" do życia, niemożność zebrania sił, zmęczenie pracą i gonitwą myśli. Tak mija czwarty (a ściślej to już ponad czwarty) miesiąc odkąd jestem "na wolności".
Najbardziej doskwiera samotność. Funkcjonujesz. Chodzisz do pracy. Po pracy idziesz na zakupy, robisz obiad, przeglądasz Internet, rozmawiasz ze znajomymi. Ale tak naprawdę odsuwasz się od wszystkiego i wszystkich. Chcesz mieć co robić i z kim rozmawiać, ale zarazem nie masz na to siły i rezygnujesz. Pracuję, żyję. Jem i rozmawiam z ludźmi. Ale to wszystko jest takie "poprawne". "Jesień" mówią. Ciemno, zimno, nic się nie chce. Ale ja wiem, że jesień nie ma tu nic do rzeczy. Ja to wiem, przed innymi mogę już tylko stwarzać pozory. Biorę dalej leki. Ze Szpitala wyszłam pod koniec czerwca. I zaprawdę, często mam ochotę tam wrócić. Co to może oznaczać? Beznadzieję. Głuchą rozpacz. Ale 'wait!', nie jest aż tak źle jak kiedyś, kiedy nie miałam siły nawet wstać z łóżka i się umyć. Dziś robię to, bo czas zrobił trochę swoje. Choć gdybyście wiedzieli, że przyczyna mojego stanu jest ciągle obecna w moim życiu i w jaki sposób... Tak, mamy kontakt. Ja gram silną i pogodzoną ze wszystkim, On... Czasem mam wrażenie, że na siebie nadal mocno oddziałujemy. Ale bywa i tak, że zapominam kim on jest, co między nami było i nie wiem jak mam z Nim rozmawiać. Kocham Go. Jest impulsywny, jest tak inny ode mnie, ale kocham Go. Jest tak wulgarny, być może nic nie rozumie, ale kocham Go. Zaangażowałam się też emocjonalnie w inny "związek" i bardzo mnie to męczy. Męczy, bo wiem, że to tylko chęć bycia z kimś blisko. Z kimś, kto przecież kiedyś mnie już zawiódł. Nie potrafię budować relacji z ludźmi. W pracy coś mruknę, ale nie zależy mi na przyjaźniach. Nie rozumiem się z ludźmi, denerwują mnie. Staram się, choć wiem, że nic się z tego nie "urodzi". Potrafię zaufać starym znajomym, ale uwierzcie - nie ma ich już zbyt wielu. No dobrze... Ale czy w obecnym stanie rzeczy coś mnie cieszy? Tak. Poza wydawaniem pieniędzy na własne przyjemności (przyziemne, choć pomaga, serio), robieniem "rzeczy" dla siebie cieszy mnie, że jednak czuję się silniejsza. Cieszy mnie, bo to, że funkcjonuję oznacza, że JESTEM silniejsza. Żyję. Źle, smutno, na ogół nijako, ale walka jeszcze się nie zakończyła. Stracę miesiące, lata, ale walczę z tym złem. Moim złem i moją beznadzieją. Walczę ze złem. PS Ciąg dalszy #bylamwpsychiatryku niebawem.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi