Ostatnio w wiadomościach często pojawiają się informacje na temat
leciwego sprzętu wojskowego, z jakiego ma korzystać rosyjska armia.
I chociaż zdezolowane czołgi oraz rozklekotane ciężarówki
faktycznie do najnowszych nie należą, to trzeba uczciwie
powiedzieć, że nie tylko w kraju kremlowskiego agresora używa się
wojskowej technologii starszej niż niejeden czytający te słowa
internauta.
Konstrukcja
legendarnego pistoletu Colt opracowana została już w 1900 roku
przez Johna Browninga – człowieka, który stworzył sporo
rewolucyjnych, jak na swoje czasy, broni, w tym i automatycznych
karabinów. W 1911 roku Colt M1911 trafił do masowej produkcji
i od razu broń ta znalazła się w wyposażeniu amerykańskiej armii.
Szesnaście lat później, już po zakończeniu I Wojny Światowej,
wprowadzono na rynek nieco bardziej podrasowaną wersję tego
pistoletu. Mowa o Colcie M1911A. Mimo że oryginalnymi pociskami,
którymi spluwa ta strzela, są naboje 0,45 cala, to zgodnie z maksymą „potrzeba matką wynalazków” wprowadzano specjalne edycje Colta,
które były „kompatybilne” z inną amunicją. Na przykład
pistolety, które trafiły do rąk polskich partyzantów walczących
podczas II Wojny Światowej,
można było załadować niemieckimi
kulami 9x19 Parabellum.
Broń ta nadal jest
używana zarówno przez cywilów, jak i na przykład oddziały SWAT
czy niektóre amerykańskie grupy specjalne i organy pościgowe.
Leciwy już pistolet należy też do ekwipunku np. brazylijskiej armii. Z myślą
o wojsku, Colty M1911A1 produkuje się do dziś też na Filipinach. Są
one również podstawowym wyposażeniem tajskich policjantów.
John Browning jest
też twórcą karabinu, który to miał być odpowiedzią na używane przez Niemców Maximy. I chociaż ambitne plany konstruktora zakładały
wprowadzenie tej broni do boju jeszcze w czasie I Wojny Światowej,
to prototypowy sprzęt trafił w ręce amerykańskiej armii już po
zakończeniu konfliktu.
Początkowo karabin ten występował w dwóch
wersjach. Główną różnicą był tu system chłodzenia – i tak
na przykład marynarka dostała sprzęt chłodzony wodą (M1924), a
lotnictwo broń chłodzoną powietrzem (M1921).
W latach 30.
urządzenie to zostało unowocześnione i oficjalnie nazwane Browningiem M2. W
czasie II Wojny Światowej karabin ten z powodzeniem wykorzystywany
był przez chyba wszystkie rodzaje amerykańskich sił zbrojnych
działających na większości frontów.
Wyjątkowa skuteczność i
bezawaryjność M2 sprawiła, że wkrótce zainteresowanie tym
sprzętem stało się iście globalne. Po wojnie karabiny te stały
się jedną z najpopularniejszych broni eksportowych. Trafiła ona
do
większości armii świata, przy okazji przechodząc też kolejne
modernizacje. M2 nadal montowane są na pojazdach
opancerzonych, statkach, czołgach, samolotach i śmigłowcach. W
dalszym ciągu urządzenia, które trafiły do produkcji ponad sto
lat temu, są jednym z podstawowych, ciężkich karabinów wyposażeniu wojsk państw NATO. Szacuje się, że łącznie sprzedano 3
miliony M2, a wiele z egzemplarzy, które powstały jeszcze przed
wybuchem II wojny Światowej, nadal ma się całkiem dobrze!
A oto i amerykański
powtarzalny karabin, który stanowił podstawowe wyposażenie
amerykańskiej armii walczącej w czasie I Wojny Światowej. Jego
produkcję zaczęto w 1903 roku i zakończono dobre pół wieku
później. W swoich kolejnych wersjach broń ta była coraz bardziej
unowocześniana z myślą o konkretnych jednostkach, które miały z
niej korzystać.
I chociaż trudno oczekiwać, aby ten mocno już
przestarzały karabin nadal był używany na wojennych frontach, to
bardzo zadbane egzemplarze Springfielda M1903 można np. zobaczyć
podczas amerykańskich parad wojskowych. Tymczasem broń ta nadal
jest w służbie… straży przybrzeżnej. Jednostki te korzystają
ze specjalnej wersji M1903, która służy jako urządzenie do
miotania linami!
Pod koniec XIX wieku
rosyjska armia korzystała jeszcze z karabinów czarnoprochowych.
Rozsądnym pomysłem było więc zamienienie tego sprzętu na
nowoczesną broń powtarzalną. Najlepszym kandydatem do tego zadania
był karabin opracowany przez Belga - Émile’a Naganta. Rosyjskie
Ministerstwo Wojny postanowiło jednak skorzystać z propozycji
rosyjskiego konstruktora Siergieja Mosina, który bezczelnie skopiował magazynek z belgijskiej broni i zainstalował
go w karabinie swojej własnej produkcji,
czym oczywiście złamał
prawa patentowe Naganta. Projekt był jednak na tyle dobry, że już
w 1891 roku rosyjski karabin trafił do masowej produkcji i przez
kolejne dekady poddawany był kolejnym modernizacjom. Szacuje się,
że do 1948 roku, kiedy to ostatnie egzemplarze tej broni opuszczały radzieckie fabryki, wykonano aż 17 milionów egzemplarzy tego sprzętu! Mimo że
w Rosji zaprzestano dalszego produkowania karabinów Mosin-Nagant, to
licencje nadal posiadały fabryki w Rumunii i w Polsce (gdzie jeszcze
do lat 70. ubiegłego wieku
urządzenia te stanowiły pomocnicze
uzbrojenie Wojska Polskiego).
Karabiny te, chociaż
już od wielu dekad nie są nigdzie produkowane, to nadal używane są
w boju m.in. przez niektóre syryjskie oddziały oraz przez
talibskich partyzantów.
Po tym, jak krążownik
Moskwa „poszedł na chuj” i stanowi obecnie atrakcję dla ryb, w
miejscu katastrofy pojawił się katamaran ratunkowy
Kommuna, a jego załoga usiłuje wydobyć z wody pociski
przeciwokrętowe i przeciwlotnicze. Jednostka ta zwodowana została w
1915 roku, a jej nazwa to oczywiście forma upamiętnienia tzw.
komuny paryskiej.
Mimo ponad stu lat na karku,
Kommuna nadal nie
przeszła na emeryturę i od długich dekad spełnia swoje zadanie
okrętu ratowniczego. Na pokładzie nadal znajduje się wiele
oryginalnego sprzętu, który pamięta jeszcze czasy rewolucji
bolszewickiej. Jednym z takich, iście skansenowych, obiektów jest
piękny fortepian, który wstawiony został do jednego z pomieszczeń
jeszcze w czasie budowania tego katamaranu. Tego zabytkowego
instrumentu nie da się już stamtąd wynieść bez konieczności
uszkodzenia go.
A skoro mowa o
okrętach, to trzeba jeszcze wspomnieć o brazylijskiej Parnaíbie –
opancerzonym monitorze rzecznym powstałym w celu patrolowania
granicy z Boliwią. Ta mierząca 55 metrów i ważąca ponad 600 ton
jednostka zwodowana została we wrześniu 1937 roku i nadal pozostaje
w aktywnej służbie.
Jedyne „wakacje”, jakie okrętowi
zafundowano, miały miejsce w latach 90., kiedy to przebudowano
niektóre elementy Parnaíby, wyposażono ją w nowoczesne uzbrojenie
i powiększono lądowisko dla helikopterów. To obecnie
najstarszy na
świecie w pełni użytkowany okręt wojenny!
Oba czołgi powstały
w czasie II wojny Światowej i oba przestały być produkowane
jeszcze przed jej zakończeniem. Ostatnim śladem użycia Shermanów
w boju była wojna Jom Kipur w 1973 roku, kiedy znajdujące się w
wyposażeniu izraelskiej armii, mocno już wysłużone i zdezelowane
czołgi stanowiły łatwy cel dla egipskich pocisków
przeciwpancernych.
Okazuje się jednak, że to nie koniec historii
tych pojazdów. W latach 70. Brazylia podarowała parę Stuartów
Paragwajowi, a dekadę później kraj ten zdobył kilka Shermanów z
Argentyny. Łącznie dziesięć czołgów, które trafiły w ręce
paragwajskiej armii, zaopatrzonych zostało w odnowione silniki oraz
wspomniane wyżej karabiny M2. Czy archaiczne czołgi trafią do
służby w pełnym wymiarze? To raczej wątpliwe – Paragwajczycy
nie dysponują odpowiednią do nich amunicją, więc bardziej
prawdopodobne jest to, że stare amerykańskie pojazdy pancerne
posłużą jako
„materiały szkoleniowe” dla żołnierzy. Podobno
tymi odświeżonymi maszynami bardzo interesują się kolekcjonerzy
starych militariów oraz… muzea.
Źródła:
1,
2,
3,
4,
5,
6,
7
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą