Nadmorska fauna obfituje w dużą ilość zwierząt niespotykanych w
żadnych innych rejonach naszego pięknego kraju. Wśród całej tej
masy uroczych żyjątek szczególnie intrygującą formą życia
jest homo balticus – gatunek wybrzeżowego, wszystkożernego
człowieka, który to obficie żeruje nad polskim morzem od czerwca
aż do początku września.
Homo balticus to
gatunek bardzo terytorialny, inwazyjny, zazwyczaj przywleczony z
innych części kraju, charakteryzujący się niespotykanym apetytem
oraz silnym instynktem stadnym. Walka z tym zwierzęciem nie ma
zwykle sensu. Niestraszne mu bowiem ani zatrucia pokarmowe, ani
ekstremalnie wygórowane ceny żywności czy też kosmiczne opłaty
za wynajmowane przez niego kwatery. Dawniej stada tych zwierząt
zasiedlały pola namiotowe i kempingi z przyczepami kempingowymi. W
okolicach lat 90.
homo balticus przeniósł się jednak do hoteli i
niewielkich domków, gdzie opłata za dzień pobytu osiąga niekiedy
i zawrotne liczby. Ze swoich siedlisk osobniki te wychodzą rano, a
wracają w godzinach wieczornych, aby oddać się odpoczynkowi przy
obłokach grillowego dymu i w
błogim aromacie ciepłej wódki.
Gatunek ten lubi
środowisko suche i słoneczne. Dużą część dnia spędza na
plaży. Warto odnotować, że dostanie się tam poprzedzone jest
długim rytuałem, podczas którego
homo balticus szykuje cały
zestaw potrzebnych mu do przeżycia przedmiotów: od parawanów,
koców, gumowych młotków przez dmuchane materace, termosy, bidony,
przenośne lodówki z napojami alkoholowymi, a do tego grabki,
wiaderka i latawce dla potomstwa, aż po elektroniczny sprzęt
emitujący dźwięki muzykopodobne. Tak zaopatrzone zwierzę szybko
jednak przekonuje się, że zawleczenie tego asortymentu na oddaloną
o 200 metrów od siedliska plażę przerasta ludzkie możliwości,
więc decyduje się on wynajem specjalnego wózka (do którego to
dodatkowo upchnąć też można jedno z młodych) albo
skorzystanie
z meleksa, który lawirując między tłumami wałęsających się po
deptaku przedstawicieli
homo balticusów, bezpiecznie odstawi
swojego klienta na wybrane przez niego miejsce.
Homo balticus
plażuje z godnością, równomiernie skrapiając promieniami
słonecznymi swój wydatny brzuch. Nadrzędnym punktem honoru jest
bowiem dla niego nabawienie się poparzeń słonecznych, które
świadczą o jego wysokim statusie społecznym. Co jakiś czas ryknie
on na swoje dzieci, które to spędzają czas na zakopywaniu w
wykonanych przez siebie norach innych maleństw, ostentacyjnie
szczają do morza i sypią piaskiem w wysmarowane olejkami ciała
dorosłych osobników. Ciekawym zjawiskiem jest to, że stada
homo
balticusów uwielbiają
tłoczyć się w dużych grupach (trochę jak
pingwiny) – mimo że polska linia brzegowa liczy sobie 500 km, to
zwierzęta z tego gatunku zazwyczaj ściskają się na na małym
terytorium, wydzierając ochłapy cennej dla siebie przestrzeni
życiowej za pomocą parawanów.
Homo balticusowi nie przeszkadza
ani hałas wydostający się z setek gardeł, ani melodyjne ryki
sprzedawców lodów/orzeszków w karmelu/gorącej kukurydzy, ani nawet
to, że aby dostać się do morza, należy wykonać slalom pomiędzy
obozowiskami rozbitymi przez innych przedstawicieli tych zwierząt.
Istoty te zdają się
nie dopuszczać do siebie wiadomości, że całkiem pusta i spokojna
plaża znajduje się dosłownie pół kilometra dalej.
Bardzo ciekawym
zjawiskiem są tzw. madki wózkowe, czyli młode przedstawicielki
homo balticusa, które wloką swoje purchlęta na plażę, wierząc w
to, że przeciążony wózek nie tylko z łatwością poradzi sobie
na grząskim piasku, ale i da się z tej plaży bez trudu
wyprowadzić. Standardowym więc elementem nadmorskich wakacji jest
smutny widok samca
homo balticusa, który z nadludzkim wręcz
wysiłkiem usiłuje zaciągnąć do domu czterokołowy pojazd z
drącym się wniebogłosy gówniakiem.
Ciężka praca,
którą
homo balticus wykonać musi podczas plażowania, sprawia, że
musi on czym prędzej odzyskać stracone kalorie. Stworzenie to
wychodzi z założenia, że skoro jest nad morzem, to „grzechem by
było rybki nie zjeść!”. Oczami wyobraźni widzi on dzielnych
rybaków, którzy po nocnych połowach wyciągają z sieci dorodną
pangę, morszczuka, tłustego dorsza, mirunę, solę, turbota oraz
pysznego łososia. A czasem to nawet i rekin się trafi.
Panie,
egzotyka na całego! Homo balticus zapłaci krocie za obiad złożony
głównie ze smażonych na starym tłuszczu frytek oraz strzępka
ryby, która to w mniemaniu konsumenta jest tak świeża, że
spuszczona z oczu nadal będzie szukała sposobności, aby wrócić
do swojego akwenu.
Ciekawy jest tu efekt wyparcia – w głębi duszy
homo balticus zdaje sobie przecież sprawę, że na jego talerzu
ląduje dorsz poławiany w Atlantyku, morszczuk przyjechał aż spod
Morza Śródziemnego, mintaj jeszcze niedawno pływał sobie po
głębinach Oceanu Spokojnego, a łosoś złapany został przez
jakiegoś brodatego Björna na jednej z hodowli gdzieś w północnej
Norwegii. A mimo to wygłodniały
balticus nie dopuści do siebie
myśli, że właśnie za cenę własnej duszy zjadł 70 gramów
mrożonki, którą można kupić w każdym supermarkecie od Gdyni, aż
po Zakopane.
Po takim obfitym
posiłku
balticus spędza czas na czynnym wypoczynku, który to
zazwyczaj polega na powolnym przemieszczaniu się ławicami po
głównym deptaku nadmorskiego kurortu. Do niedawna największą
atrakcją było wynajmowanie czterokołowych, rodzinnych pojazdów na
pedały i wesołe stanie w korku wśród tłumów łażących w tę i
nazad człekokształtnych, trąbiących samochodów oraz
elektrycznych lokomotyw przewożących watahy śmiertelnie znudzonych
dzieci.
Obecnie sporą popularnością cieszą się
elektryczne
hulajnogi i pozbawione sprawnych hamulców skutery, którymi to
dziatwa regularnie rozbija się o śmietniki, otumanionych słońcem
plażowiczów wracających na żer oraz straganiarzy usiłujących
spieniężyć chińskie figurki przedstawiające bohaterów
popularnych gierek komórkowych, od których to uzależniony jest
praktycznie każdy młody
homo balticus. I tak też, obok
zaśmiecających lasy tandetnych lampionów, latawców na
3-metrowych żyłkach oraz badziewnych sikawek na wodę, można kupić
zezowate, rakotwórcze ludziki sygnowane logiem Fortnite, Among Us
lub Brawl Stars. Nieśmiertelna atrakcja nadmorskich kurortów to
oczywiście stragany z warkoczykami, natomiast hitem tegorocznego
sezonu są kolorowe kawałki gumy z wypustkami, które to wypustki
można naciskać i nieprzytomnie cieszyć się tym faktem.
Wbrew pierwszemu
wrażeniu,
homo balticus wcale nie jest taki bezmyślny, jak
mogłoby wskazywać jego nieskalane myślą, otumanione czteropakiem
Żubra spojrzenie. Podświadomość będzie zawsze kierowała to
zwierzę w stronę żerowiska, nawet wtedy, gdy jego żołądek pełny
jest atlantyckich mrożonych ryb, ziemniaków i wygazowanego piwa. A
wybór strawy jest tu naprawdę spory – prym wiodą zawałowe
gofry. Kolejki do budek z lodami również potrafią być wypełnione
zniecierpliwionymi rodzinami, których członkowie bardziej przypominają
dorodne okazy dobrze odżywionych lwów morskich niż rozumnych
istot człekokształtnych. Na dobitkę wcisnąć też można kartofla
na patyku za 10 zł albo ufajdać sobie dziecko watą cukrową o
smaku smerfowym i wrócić na teren ośrodka, aby położyć purchlę
do spania, odpalić grilla, otworzyć flaszkę, no i przede wszystkim -
wreszcie coś zjeść...
Chociaż sposób
życia tego zwierzęcia może przeczyć samej idei odpoczywania i
zastąpienia stresu codziennego dnia pracy zdrowym relaksem, to tak
naprawdę
homo balticusami wszyscy trochę jesteśmy, bo pierwiastek
szalonego konsumpcjonizmu, braku jakiegokolwiek umiaru w żarciu,
zakupach i wakacyjnym ochlewaniu się napojami alkoholowymi płynie
we krwi każdego z nas. Kończę zatem te wypociny, bo zaraz
podjedzie mój meleks, a jeszcze nie zdążyłem wepchnąć
dmuchanego flaminga do mojej 220-litrowej
walizki na kółkach.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą