Humor żydowski ma swoich wiernych fanów. Specjalnie dla nich znaleźliśmy kilkanaście dowcipów o słynącej z troskliwości i życiowej mądrości żydowskiej mamie.
- Mosze, ile to jest dwa razy dwa?
- Osiem.
- Ile?
- Sześć.
- Pomyśl przez chwilę...
- Cztery!
- No to czemu nie powiedziałeś od razu?
- Bo mama kazała zawsze mówić dwa razy więcej, żeby było z czego schodzić.
- Czy jest jakiś lekarz na pokładzie?
- Ja jestem lekarzem. Co się dzieje?
- Nie chciałby pan poznać mojej córki?
- Mame, Liosza mnie wczoraj powiedział, że jestem najmądrzejszą dziewczyną w Odessie. Mogę go do nas zaprosić?
- W żadnym wypadku. Niech on dalej tak o tobie myśli.
Sara z płaczem dzwoni do matki:
- Mame, już północ, a Abrama wciąż nie ma. Pewnie ma jakąś inną na boku!
- Dlaczego od razu zakładasz najgorsze? Może po prostu wpadł pod samochód.
Dzwonek do drzwi. Gospodyni otwiera, a tam stoi chłopiec:
- Dzień dobry, jest Mosze?
- Tak, ale teraz je. Ty też pewnie coś byś zjadł?
- Tak
- No to wracaj do domu coś zjeść.
- Posłuchaj Liosza, jesteś już dorosłym, samodzielnym facetem. Masz 25 lat. Czas, by o wszystkim decydowała twoja żona, a nie mama.
- I zapamiętaj, synku. Jaka by ona nie była, już mi się nie podoba.
Zaproszenie na ślub od żydowskiej mamy:
„Ze smutkiem zapraszamy na ślub mojego syna lekarza i jakiejś mieszczanki, której imienia nie pamiętam. Największa katastrofa w dziejach naszej rodziny odbędzie się w sobotę, 8 września o 19:00”.
- Mosze, co z tobą? Podobno już czwarty raz się rozwiodłeś. Naprawdę wszystkie kobiety są takie kapryśne?
- Nie… tylko mama.
- Jeśli mama uważa, że za dużo jesz i za długo śpisz, to nie twoja mama, tylko jej.
- Saro, ten chłopak ma przecież zeza, jest kulawy i łysy. Nie wychodź za niego!.
- A mnie przystojniak niepotrzebny!
- Nie o to chodzi. Zlituj się nad nim, on już swoje od życia oberwał.
Po odeskiej ulicy idzie mama i prowadzi za rękę dwójkę chłopców. Spotyka ją znajoma:
- Dzień dobry, Saro Abramowna! Jakie słodkie kruszyny! Ile mają lat?
- Ginekolog cztery, a prawnik sześć.
Fotograf na żydowskim weselu:
- A gdzie nasza szczęśliwa para?
- Tam. Narzeczona i jej matka.
- Mame, jestem silny. Dam sobie radę!
- Mosze, bądź mądry. Nawet nie próbuj.
Mame gotuje obiad. Do kuchni wbiega Icek i zaczyna truć:
- Mame, kup pieska!
- Nie chcę. Idź na dwór i tam sprzedawaj.
Mały Mosze nigdy nie wołał w sklepie zabawkowym „Mame, kup mi!”. Sprawę zaczynał inaczej:
- Mame, a twoje dzieciństwo też było ciężkie i smutne?
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą